
Nowa dyrektywa w sprawie jakości wody przeznaczonej do spożycia przez ludzi (2020/2184), nowelizacja dyrektywy ściekowej (91/271/EWG) oraz wzmocnienie cyberbezpieczeństwa (NIS2) to najważniejsze z unijnych dyrektyw dotyczących sektora wodociągowo-kanalizacyjnego, które jako kraj musimy wdrożyć. Wymaga to ogromnych inwestycji w infrastrukturę. Czy przedsiębiorstwa wodociągowe mają zapewnione finansowanie tych inwestycji?
Dla naszego sektora, a zwłaszcza dla dużych spółek wodociągowych, najważniejszym źródłem finansowania inwestycji rozwojowych są fundusze infrastrukturalne UE, przede wszystkim program FEnIKS. Z jego środków realizujemy inwestycje umożliwiające spełnienie obecnych kryteriów jakościowych rynku wspólnotowego w sektorze wodociągowym i kanalizacyjnym, a także wymogów wynikających z regulacji prawnych, które zaczną obowiązywać w niedalekiej przyszłości.
Po kilku latach sporów z Komisją Europejską w zakresie przestrzegania rule of law, kiedy generalnie wstrzymano dla Polski finansowanie europejskie, teraz bardzo liczyliśmy na te środki, niestety jest ich zdecydowanie za mało…
Ile pieniędzy unijnych trafi do sektora?
Pod koniec czerwca 2025 r. Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej rozstrzygnął konkurs w programie Woda do spożycia, gdzie pierwotna alokacja środków z programu FEnIKS 2021–2027 wynosiła 300 mln zł na cały kraj! Później zwiększono tę pulę do 680 mln zł. W rezultacie dziesiątkom firm w Polsce – mimo pozytywnych ocen ich wniosków aplikacyjnych – nie przyznano dofinansowania ze względu na brak środków. Różnica pomiędzy kwotą, na którą opiewały wnioski, a alokacją środków w programie, jest olbrzymia, bowiem to odpowiednio blisko 3 mld zł i 680 mln zł. Pokazuje to, jak bardzo zła jest sytuacja w kontekście finansowania europejskiego.
Pieniądze z KPO pojawiły się w bardzo ograniczonym zakresie. Są to preferencyjne pożyczki Banku Gospodarstwa Krajowego (BGK) na zieloną transformację. Ich oprocentowanie wynosi 1%, a więc koszt finansowy pozyskania pieniędzy jest bardzo niski. Oczywiście pożyczkę trzeba oddać, ale to zobowiązanie nie obciąża tak bardzo przyszłych taryf, jak obciążałoby, gdyby to był komercyjny kredyt inwestycyjny. I to jest pozytywny fakt.
To już wszystkie możliwości ubiegania się o fundusze?
Oprócz tego były inne konkursy i pozakonkursowe wsparcie dla firm, które nie spełniają wytycznych Krajowego Programu Oczyszczania Ścieków Komunalnych (KPOŚK) i jego wszystkich dotychczasowych rewizji. Kraków i wiele innych miast uzyskało pieniądze na realizację projektów inwestycyjnych, jednak trzeba sobie jasno powiedzieć, że jest to dalece niewystarczające w zakresie potrzeb. Przypomnę, bo zaczynamy o tym zapominać, że był gigantyczny postpandemiczny zastój inwestycyjno-remontowy, a także ten spowodowany wybuchem wojny na Ukrainie. Wywołane wtedy zawirowania makroekonomiczne spowodowały wzrost kosztów pracy i cen energii, materiałów, chemikaliów do produkcji itp., w rezultacie czego pieniędzy w systemie po prostu brakowało. Do tego doszedł wspomniany brak dostępu do środków europejskich. Osobną kwestią, było procedowanie, a raczej blokowanie wniosków taryfowych. W niektórych przypadkach, np. w Krakowie, skończyło się to bezprawnymi działaniami skutkującymi unieważnieniem obowiązujących taryf. A niestety postępowania sądowe to długi proces.
Wszystko to spowodowało, że głód środków europejskich jest olbrzymi. Nie ma co ukrywać, że przez te wszystkie tygodnie, kiedy czekaliśmy na rozstrzygnięcie postępowania konkursowego, sprawą, którą żył sektor, było to, komu zostaną przyznane pieniądze europejskie. I rzeczywiście bardzo wiele firm ich nie otrzymało, w tym Wodociągi Miasta Krakowa.
Dlaczego program FEnIKS jest tak ważny?
Pieniądze z programu FEnIKS miały nas podnieść z popiołów swoimi wielkimi środkami. Jeszcze raz podkreślę, że 680 mln zł w skali Polski to jest kropla w morzu potrzeb. Ponadto kryteria aplikacyjne zostały stworzone wiele lat temu i nie przystają do realiów, w których żyjemy dzisiaj. Pomijam zagrożenia geopolityczne, bo to jest inna sprawa. Nie przystają do realiów związanych m.in. z adaptacją do zmian klimatu. Dobrym przykładem jest planowany przez nasze przedsiębiorstwo zbiornik retencyjny pod Wawelem na mieszaninę ścieków komunalnych i wód opadowych odprowadzanych kanalizacją ogólnospławną. Program FEnIKS preferuje projekty związane z zarządzaniem wodami opadowymi przez zatrzymywanie spływu powierzchniowego, nie jest natomiast punktowane działanie polegające na gromadzeniu mieszaniny wody i ścieków i jej przepompowanie do oczyszczalni w celu skutecznego oczyszczenia. Rodzi się pytanie, czym jest zatrzymanie wypływów z przelewów burzowych, jeśli nie działaniem na rzecz środowiska? Tak zwany impakt środowiskowy w tym przypadku jest wręcz namacalny. Istnieje potrzeba finansowania dużych projektów inwestycyjnych, które – tak jak zbiornik pod Wawelem – nie przynoszą przychodów, ale generują pełny katalog kosztów operacyjnych, w tym koszty eksploatacyjne związane z materiałami, energią i pracą, podatkiem od nieruchomości, opłatami za usługi wodne, amortyzacją. A przecież pieniądze dotacyjne są właśnie po to, by finansować takie przedsięwzięcia.
Czy takie kryteria narzuciła UE?
Nie, to są kryteria krajowe. Rozmawiałem w kilku ministerstwach na ten temat, nawet bezpośrednio z ministrami konstytucyjnymi. Można by dyskutować o tych kryteriach i ich zmianie, ale nie po powodzi. Są potrzebne środki na usuwanie skutków powodzi z września 2024 r. i trudno się z tym nie zgodzić. Podobna sytuacja jest z pożyczką z BGK. Plus nie zapominajmy, że sytuacja geopolityczna zmieniła perspektywę patrzenia na środki europejskie i ich przeznaczenie.
Dlaczego?
Planowano większą pulę pieniędzy, ale została ona ograniczona ze względów geopolitycznych, a konkretnie wydatków na zbrojenia. Jesteśmy w szczególnym momencie historii – mieliśmy pandemię, wybuchła wojna za wschodnią granicą, zmagaliśmy się z konsekwencjami przeróżnych spekulacji na rynku materiałowym i gigantyczną, jak na warunki europejskie, inflacją. Pociągnęła za sobą wszystkie możliwe skutki, włącznie z presją płacową, która trwa do dzisiaj. W rozmowach z organizacjami związkowymi wciąż podnoszona jest kwestia wyrównania historycznych dysproporcji pomiędzy płacami, które rosły o punkty procentowe, a siłą nabywczą tego pieniądza w warunkach inflacji rosnącej w procentach – oficjalnie 18-procentowej, a faktycznie o wiele wyższej. To, co miało nas ratować, czyli środki europejskie, szczególnie infrastrukturalne i KPO, nie są w zasadzie dostępne.
Co Pan ma konkretnie na myśli?
Wdrożono program Cyberbezpieczne wodociągi, oferujący dofinansowanie dla zakładów wodociągowych na wprowadzanie rozwiązań zwiększających bezpieczeństwo ich systemów informatycznych i operacyjnych. Ale tu znowu pojawia się blokada – jest to pomoc publiczna. Jest bardzo wiele podmiotów, które nie mogą korzystać z pomocy publicznej, bo limity są stosunkowo niskie. Dla przedsiębiorstwa, które reprezentuję, sprzedającego 56 mln m3 wody i oczyszczającego prawie 60 mln m3 ścieków, kilkaset tysięcy zł dotacji na cyberbezpieczeństwo nie załatwi żadnego problemu. Rozumiem, że trzeba wspierać średnie i małe spółki, natomiast coraz częściej w dyskusjach, szczególnie w Warszawie, bo rozmawiamy z różnymi instytucjami, które nadzorują sprawy bezpieczeństwa, zauważa się, że nie każda firma narażona jest w tym samym stopniu. Bo gdzie jest większe ryzyko? Czy tam, gdzie istnieje wielomilionowe skupisko ludzi, czy w małej miejscowości, gdzie jest kilkadziesiąt domów? Powinniśmy wszyscy się wspierać, rozwijać równomiernie, ale ryzyka mierzyć realnym oddziaływaniem zjawisk, które mogą mieć miejsce. Inne są zagrożenia w Krakowie, Warszawie, Poznaniu, Wrocławiu, Gdańsku, Szczecinie czy Łodzi, a zupełnie inne w miejscowościach mających 300 mieszkańców, tysiąc czy 10 tysięcy. Żeby nie być źle zrozumianym – to każdy mieszkaniec musi czuć się bezpiecznie, ale zagrożenia i efekt w dzisiejszym świecie mierzy się także, patrząc oczami intruzów, zasięgiem medialnym. Stąd w dużych skupiskach ludzi ta sensacja jest większa i rodzi większe zagrożenia. Być może w przyszłości powstanie jakiś fundusz bezpieczeństwa w ramach RCB. Nikt nie może powiedzieć, że jest bezpieczny, bo wprowadził zabezpieczenia. To ciągłe zmaganie się z otaczającym nas światem.
Czyli zabezpieczenia powinny podlegać ciągłym modyfikacjom?
Gdyby zapytać kolegów z Ukrainy, to modyfikacja zasad ochrony odbywa się w ich przedsiębiorstwach w układzie tygodniowym, a dawniej takie instrukcje opracowywano na lata. Wystarczy inny protokół transmisji danych do sterowania dronem i te instrukcje stają się nieprzydatne. Korzystajmy też z takich doświadczeń i obyśmy nigdy ich nie musieli sprawdzać w realnym życiu.
Wydatki związane z cyberbezpieczeństwem są naprawdę tak ogromne?
Jeszcze niedawno, opracowując taryfę, udowadnialiśmy sobie, że faktura papierowa jest droższa niż elektroniczna. Ale gdyby dzisiaj policzyć wszystkie koszty związane z ochroną serwerów, które przechowują faktury dostępne w eBOK, obawiam się, że tendencja będzie odwrotna – łatwiej jest wydrukować kartkę niż zabezpieczyć zasoby cyfrowe. Są setki, jeśli nie tysiące ataków na infrastrukturę przy użyciu różnych botów próbujących się przebić przez zabezpieczenia. Na ich powstrzymanie potrzeba ogromnych pieniędzy. Trzeba też zapłacić za kompetencje ludzi, którzy muszą być lepszymi specjalistami niż ci, którzy nas atakują. Są dobra podstawowe, na których nie potrafimy zaoszczędzić. Jednym z nich jest wytwarzanie i dystrybucja energii elektrycznej, bo bez tego nic nie funkcjonuje, włącznie z dostawami wody do spożycia, a drugim w kolejności jest woda. Zabezpieczenie ujęć, czyli ochrona fizyczna, monitoring, cyberbezpieczeństwo, kosztują gigantyczne pieniądze. I tu znów najważniejszą rolę odgrywają środki europejskie. Liczymy, marzymy, żeby były zwiększone. Nie wiem, czy to jest realne, chyba nikt nie potrafi tego stwierdzić. Rozmawiamy jako samorząd gospodarczy i jako pojedyncze firmy. Bardzo aktywnie angażuje się Izba Gospodarcza „Wodociągi Polskie” – uczestniczymy w różnych spotkaniach, konsultujemy się, próbujemy de facto informować sferę rządową i szeroko rozumianą administrację państwową, jak ważny jest to sektor. Wpompowano w niego 90 mld zł i nie można teraz powiedzieć, że to koniec. To był jeden z etapów, który spowodował, że sektor jest nowoczesny. Ale to nie znaczy, że nie potrzebujemy kolejnych, szacowanych znowu na dziesiątki miliardów inwestycji, a przypominam o alokacji 680 mln zł w programie FEnIKS. To nie ten rząd wielkości, kompletnie nie te pieniądze.
Dlaczego potrzebne są zmiany w zasadach funkcjonowania sektora?
Przyjęcie w 2017 r. ustawy Prawo wodne i powołanie PGW Wody Polskie w 2018 r. oznaczało rewolucję w gospodarowaniu wodami. Teraz szykuje się kolejna rewolucja, polegająca na podzieleniu Wód Polskich na mniejsze jednostki lub całkowita zmiana struktury zarządzania wodą w Polsce. Na razie nie wiadomo, w jakim kierunku pójdą zmiany, bo żaden akt prawny jeszcze się nie ukazał, a przedstawiony przez ministra infrastruktury projekt nowelizacji ustawy o zbiorowym zaopatrzeniu w wodę i zbiorowym odprowadzaniu ścieków oraz niektórych innych ustaw wprowadza tylko zmiany prawne, wynikające z dostosowania do dyrektywy w sprawie jakości wody przeznaczonej do spożycia. Nowe rozwiązania prawne będą dotyczyć regulacji taryfowej, zarządzania zlewniowego, zarządzania wodami, kolejnych rewizji KPOŚK. Niebawem będziemy dyskutować, jak radzić sobie z osadami, ale nie ma programów przeznaczonych do finansowania tych inwestycji na poziomie krajowym, rozmawiamy o tym z NFOŚiGW. W naszej spółce rozważamy zwiększenie wydajności instalacji termicznego przekształcania osadu pościekowego. To wyzwanie najbliższej przyszłości.
W czym tkwi ułomność obecnego systemu zatwierdzania taryf?
Zatwierdzaniem taryf za wodę i ścieki 2500 spółek wod.-kan. zajmuje się 11 Regionalnych Zarządów Gospodarki Wodnej (RZGW). Gdyby podzielić liczbę wniosków przez liczbę dni roboczych, wychodzi, że tych wniosków trzeba weryfikować kilka dziennie. Trudno uwierzyć, że ktoś przeczyta w ciągu dnia kilka 80–90-stronnicowych wniosków taryfowych i jest w stanie rzetelnie je przeanalizować, oprócz tabel, które są załącznikiem do aktu wykonawczego (rozporządzenia taryfowego). To powoduje przewlekłość całej procedury. Co jednak najistotniejsze, polityka inwestycyjna gmin w postaci wieloletniego planu rozwoju i modernizacji urządzeń wodociągowych i kanalizacyjnych pozostała w 100% na poziomie lokalnym. W ramach jednej z nowelizacji wprowadzono opiniowanie planów, ale całość procesu zatwierdzania pozostała w kompetencjach gmin. A zatem inwestycje, które determinowały w niektórych przypadkach nawet połowę wzrostu taryfowego, były odpowiedzialnością gminy.
Wprowadzono możliwość skrócenia wniosku taryfowego, gdyby zmieniły się warunki ekonomiczne świadczenia usług. Skrócona taryfa nie jest jednak kontynua- cją dotychczasowej, ale zupełnie nową, na okres trzech lat, skalkulowaną według kosztów ujętych w aktualnie obowiązującej taryfie, ze zmianą jedynie tych kosztów, które wynikają ze zdarzeń stanowiących uzasadnienie dla skrócenia taryfy. Oznacza to, że urealniane są jedynie wybrane pozycje kosztowe (najczęściej koszty energii elektrycznej), a pozostałe koszty przenoszone automatycznie do nowej taryfy ze starej, skracanej. I są przedsiębiorstwa w Polsce, które wpadły w pułapkę artykułu 24j. ustawy o zbiorowym zaopatrzeniu w wodę i zbiorowym odprowadzaniu ścieków, ponawiając co kilka miesięcy wnioski o skrócenie taryfy. Mówiąc kolokwialnie, skracały skrócenia, bowiem niezbędne przychody nie pokrywały bieżących kosztów ich funkcjonowania.
Innym problemem jest liczba grup taryfowych dla zbiorowego zaopatrzenia w wodę oraz zbiorowego odprowadzania ścieków, w niektórych miastach jest ich nawet sto. Przedsiębiorstwa wod.-kan. muszą uwzględniać w konstrukcji taryf przepisy artykułu 273 pkt 2 ustawy Prawo wodne. Chodzi o górne jednostkowe stawki opłat za pobór wód w formie opłaty zmiennej w zależności od ilości pobieranej wody w ramach pozwolenia wodnoprawnego albo pozwolenia zintegrowanego, które są zróżnicowane w zależności od celów poboru oraz sposobów rozliczania. Tych grup taryfowych stale przybywa. To jest efekt ewolucji i interpretacji zapisów ustawy. Niestety, dzisiaj faktury na energię są bardziej przejrzyste, niż taryfikator wodno-ściekowy! Pomijam całkowicie zmienność interpretacyjną zapisów ustawy i rozporządzenia w czasie, która wynikała m.in. z rozstrzygnięć sądowych…
Jak Pan ocenia zapowiadane zmiany w przepisach dla przedsiębiorstw wod.-kan.?
Jeżeli państwo polskie nie przewiduje nowej centralizacji taryfowej, a nie znam takiego projektu, to lepszym rozwiązaniem jest przeniesienie taryf na poziom głównego interesariusza, czyli gminy, która jest najbardziej zainteresowana rozwojem swojego terenu, odpowiednim poziomem cen usług publicznych. Prezydent, burmistrz, wójt, będą tego pilnować ze swoimi radami.
Ale oprócz tego, że ma być przeniesiona regulacja taryf, pojawiły się inne pomysły, z którymi trudno się zgodzić. Zgodnie z zapisami dyrektywy nakładającej obowiązek poprawy lub utrzymania dostępu do bezpiecznej wody dla wszystkich proponuje się, żeby pierwszy metr sześcienny był za złotówkę, może za 90 gr, czyli za darmo, taka woda socjalna. Po pierwsze, produkcja tego pierwszego metra kosztuje tyle samo, co drugiego, trzeciego i entego, a nawet kosztuje więcej, bo dochodzi jeszcze punkt startowy rozliczenia kosztów stałych. Po drugie, średnie zużycie wody w Polsce wynosi ok. 3 m3/os. Jeżeli jedna trzecia tego zużycia ma być za półdarmo, to strata na wodzie będzie trzydziestoprocentowa na samym początku. Kto ją pokryje? Gmina? Z jakich opłat?
Jest jeszcze gorszy pomysł – taryfa progresywna. Taryfa ustalana na trzy lata w układzie progresji wyglądałaby, przyjmijmy teoretycznie, tak: pierwszy metr za 2 zł, drugi za 3 zł, trzeci za 4 zł, czwarty – ze względu na to, że już jesteśmy powyżej średniej – 7 zł. Tabela do rozporządzenia wykonawczego składa się z elementów kolumn, które później sumują się w n wierszy grup taryfowych. Mamy jakąś grupę taryfową, np. 1, a w niej liczbę odbiorców, ilość wody sprzedawanej, mnożymy to przez cenę wody i otrzymujemy kwotę niezbędnych przychodów. Oczywiście ta cena wynika z wcześniejszych rozbiorów wody. Tymczasem jak oszacujemy rozbiór w konkretnych grupach progresji, jeżeli nie wiadomo, jak zachowa się rynek, gdy cena będzie uwarunkowana wielkością zgłaszanego popytu? Jaką mamy gwarancję, że nie pomylimy się między drugim a trzecim, ani pierwszym a trzecim metrem na takie kwoty, że stracimy płynność? Czy w interesie kogokolwiek jest, by infrastruktura krytyczna, podstawowe usługi generowały stratę? Nie twórzmy sztucznego tworu dla wszystkich, ale wprowadźmy skuteczne narzędzie pomocy najuboższym, np. poniżej przyjętego progu dochodu rozporządzalnego odbiorcy dopłacajmy do jego rachunku za wodę, tak jak dopłaca się do rachunków za czynsz, ogrzewanie, prąd. A kto takiej pomocy potrzebuje? Nie wie tego prezes Wodociągów tylko gminne ośrodki pomocy społecznej, które mają pod opieką ludzi w trudnej sytuacji materialnej. A jeśli chcemy nakłaniać do oszczędzania wody, to zróbmy realny benchmark strat wody.
Jakie widzi Pan optymalne rozwiązanie?
Opracujmy jeden algorytm, wprowadźmy do prawodawstwa i zobligujmy przedsiębiorstwa do osiągnięcia tego wskaźnika. Ale prawdziwego, a nie np. jako procent skanalizowania gminy, bo nie znam dwóch gmin, które liczą go tak samo. Określmy efektywność energetyczną metra sześciennego wyprodukowanej wody i oczyszczonych ścieków. Zapytajmy o źródła kosztów. Wodociągi Miasta Krakowa mają np. bardzo drogi wydatek energetyczny na wodę, ponieważ musimy ją na długości 30 km tłoczyć z Dobczyc do Krakowa. Więc gdy drożeje prąd, cena produkcji wody w układzie kosztowym idzie mocno w górę. W większości przedsiębiorstw te koszty napędzają ścieki, bo oczyszczanie pochłania najwięcej energii elektrycznej. I teraz proszę sobie wyobrazić, że ktoś na poziomie centralnym rozmawia o tak różnych uwarunkowaniach.
IGWP jest stroną społeczną w konsultacjach, które zaczną się, gdy pojawi się projekt. Uważam, że w obecnych warunkach geopolitycznych woda jest tak niezwykle ważnym medium, że nie powinniśmy narażać się na ryzyka, które dzisiaj nie występują. Dla mnie ryzyko związane z podziałem na grupy progresywne jest zbyt duże do poniesienia, i to jeszcze w sytuacji braku dofinansowania, o czym mówiłem wcześniej. Nie mamy poduszki finansowej, a gdy zachwieje się nasza płynność, żaden bank nie będzie chciał udzielić nam kredytu. W Polsce jest wciąż bardzo wiele do zrobienia, szczególnie że żadne przepisy wspólnotowe nie obniżają wymogów, ale je w drastyczny sposób podnoszą. W związku z tym nie da się dalej z tą samą infrastrukturą funkcjonować za 10 lat. Trzeba ją modernizować, rozbudować, wprowadzać nowe systemy. W przypadku ścieków jest to proste. Realizujemy kolejne etapy, trzeci stopień obowiązkowy, czyli podwyższone usuwanie biogenów, czwarty stopień obligatoryjny dla jakiegoś wycinka oczyszczalni, pewnie największych. Natomiast w zakładach uzdatniania wody będzie trudniej spełnić ostrzejsze normy jakościowe dla wody. Pytanie, które firmy będą potrafiły się dostosować. Unika się jak ognia dyskusji o wielkości naszych przedsiębiorstw, ale na rynku europejskim wyglądamy jak dziwacy. Jedziemy w cztery duże przedsiębiorstwa na spotkanie benchmarkingowe, z nami może pojechałoby 10, może 15 innych, a gdzie reszta rynku? W IGWP jest zrzeszonych 500 przedsiębiorstw na 2,5 tys., bo jest problem nawet opłacenia członkostwa, pozostałe spółki nie funkcjonują w samorządzie gospodarczym. Jesteśmy skrajnie rozdrobnieni.
A jak to wygląda za granicą?
Na Zachodzie w większości są duże firmy, a rynki są skonsolidowane, objęte regulacją w kontekście efektywności gospodarowania, niekoniecznie taryfową, która uwzględnia również potrzeby inwestycyjne, np. w modelu włoskim im więcej się inwestuje, tym algorytmy taryfowe się różnią, czyli można podnosić taryfy, ale inwestycje muszą być potrzebne. Natomiast w przypadku ścieków obserwuję inną tendencję, np. gminy w sąsiedztwie Krakowa dążą do wpięcia się w nasz system centralny, ponieważ nasze oczyszczalnie ścieków są nieporównywalnie skuteczniejsze od każdej mniejszej instalacji, a także efektywniejsze ekonomiczne. Wyzwaniem są wody opadowe. Brak rozdzielnego systemu kanalizacyjnego powoduje, że naliczamy opłaty jak za ścieki również wtedy, gdy klienci przesyłają wody opadowe. I to dzieje się mimo wysiłków w gminach mających na celu ograniczenie nielegalnego zrzutu wód opadowych do kanalizacji sanitarnej.
Jaka jest rola Wodociągów Miasta Krakowa w ochronie przeciwpowodziowej miasta?
Najtrudniejsza sytuacja jest wtedy, gdy występuje powódź rzeczna i w tym samym czasie na terenie miasta pada deszcz. Kiedy Wisła przekracza 3,80 cm na Bielanach, uruchamiamy procedurę zamknięcia przelewów burzowych, co powoduje, że cały opad musimy zmieścić w rurach, a mamy ponad 700 km kanalizacji ogólnospławnej, jak wszystkie stare miasta w Europie. Jeśli system się przepełni, to kanalizacja może wybić i w krytycznych momentach tak się dzieje, łącznie z tym że może podtopić rejon Rynku Głównego, gdy nie mamy możliwości użycia przelewów burzowych. Wisła jest olbrzymim zagrożeniem, natomiast częstym zagrożeniem są różne mniejsze potoki i mniejsze rzeki. Po wylaniu takich cieków ich wody wpadają do kanalizacji i ją przepełniają. Mieszkańcy, ratując dobytek, podnoszą włazy studzienek i również wpuszczają nam rzekę do kanalizacji. Wszystko co poniżej jest pod wodą i ludzki dramat przesuwa się kilka domów dalej…
Występują też powodzie miejskie i jedynym remedium są tu retencja, odbetonowywanie i tworzenie powierzchni chłonnych. Trzeba jednak pamiętać, że bez odpowiednich prac eksploatacyjnych na ciekach wodnych, czyli odbiornikach i rowach melioracyjnych, nawet z najlepszymi instalacjami i odwodnieniem terenu niewiele można zrobić. Rzeka musi być zdolna odebrać wodę, którą do niej odprowadzamy. Dlatego bardzo ważna jest współpraca wielu instytucji. Jako spółka wodociągowa jesteśmy ważnym ogniwem zarządzania kryzysowego, sam jestem członkiem Zespołu Zarządzania Kryzysowego Miasta Krakowa. Gdy pojawia się zagrożenie, przechodzimy w stan mobilizacji, mamy odpowiednie procedury. Współpracujemy z miastem w zakresie wykorzystania sił i środków naszych i miejskich w kontekście realizowania pomocy doraźnej. Nasze pojazdy są wykorzystywane w sytuacjach awaryjnych, nawet do konwojowania wywrotek z piaskiem, bo takie sytuacje też się zdarzają. Kiedy w czerwcu br. niż genueński przetaczał się nad Polską, byliśmy przygotowani prewencyjnie, sprawdzaliśmy wszystko, co się da, aby utrzymać drożność. Prowadziliśmy dyżury zespołów dysponujących pompami o wysokiej wydajności w newralgicznych punktach, m.in. przy ulicach Udzieli, Prądnickiej, na rondzie Grunwaldzkim. Powodzie błyskawiczne zdarzają się w większości w podobnych miejscach, stąd wiemy, gdzie i jaki sprzęt postawić, mamy wyćwiczone procedury. Modernizowane są te miejsca, gdzie regularnie dochodzi do potopień, m.in. Wody Polskie zbudowały system pięciu suchych, w pełni zautomatyzowanych zbiorników retencyjnycho pojemności 400 tys. m3 na południu Krakowa, które zbierają nadmiar wody z regularnie podtapiającej mieszkańców rzeki Serafy, potoku Malinówka oraz wody opadowe.
Czy w kontekście gotowości na powódź Kraków zrobił już wszystko?
W 2024 r. nasza firma oddała do użytku potężny kolektor retencyjny Bonarka o średnicy 3 m do przetrzymywania mieszaniny ścieków i wód opadowych, które zbierają się podczas deszczy nawalnych w rejonie Bonarki.

Kolejną planowaną, spektakularną inwestycją, ponieważ realizowaną w miejscu wyjątkowym, bo u stóp wzgórza wawelskiego, a więc tam, gdzie nie prowadzi się wykopów, wręcz nie dotyka się tkanki miejskiej, będzie zbiornik o pojemności 15 tys. m³. Jest trudny do zbudowania, bo sąsiaduje z zabytkowymi wałami przeciwpowodziowymi, które musimy podeprzeć ścianką szczelinową sięgającą do 18 m w głąb. Oczywiście prace będą wykonywane pod nadzorem archeologów i konserwatorów. Na przelewie burzowym zamontujemy w pełni automatyczną kratę podczyszczającą, taką samą, którą jako pierwsi w Polsce uruchomiliśmy na przelewie Żaglowa nad Wisłą. I łącząc te elementy – retencję punktową 15 tys. m³ i kratę, która otwiera światło kanału, uruchamiając przelew burzowy Wawel – będziemy mogli aż w 80% ograniczyć działanie tego przelewu. Przy większej liczbie tego typu zbiorników w skali miasta i pracy zespołu modelowania w naszej spółce, który opracowuje koncepcje, większość tej fali uderzeniowej zatrzymamy. Przelewy burzowe, których mamy 38, będą działały incydentalnie, a kiedy jeszcze na wszystkich zamontujemy kraty samoczyszczące, to problem przeciążenia kanalizacji w centrum miasta zostanie ograniczony.
Na powierzchni zbiornika powstanie atrakcyjna przestrzeń publiczna. W ramach Międzynarodowego Biennale Architektury Kraków 2025 odbędzie się otwarty konkurs koncepcyjny, którego celem jest wyłonienie najlepszego projektu otoczenia wzgórza wawelskiego, m.in. pod kątem rozwiązań przestrzennych i funkcjonalnych z zakresu ochrony przeciwpowodziowej i retencji wód opadowych. Wodociągi Miasta Krakowa są parterem i współorganizatorem Biennale. Następnie w ramach konsultacji społecznych na pewno wspólnie wypracujemy atrakcyjne rozwiązanie dla tego unikatowego miejsca.
Kiedy powstanie ten zbiornik?
Budowę zbiornika ujęliśmy w Wieloletnim planie rozwoju i modernizacji urządzeń wodociągowych i urządzeń kanalizacyjnych na lata 2026–2030, przedłożonym Radzie Miasta Krakowa w czerwcu 2025 r. Uzyskaliśmy już promesy gestorów sieci, Zarządu Dróg Miasta Krakowa, Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Krakowie i Zarządu Zieleni Miejskiej. Planujemy zacząć kontraktować budowę w 2028 r. z realizacją w latach 2029–2030. Wartość szacujemy na ok. 80 mln zł netto. W Wieloletnim planie uwzględniliśmy wydatki na projekt, fazę przygotowawczą wraz z decyzjami administracyjnymi i na realizację. Musimy wyłożyć środki własne spółki, prawdopodobnie weźmiemy kredyt. Wracając do tego, o czym mówiłem na początku – inwestycja daje gigantyczny impact klimatyczny, środowiskowy, więc powinna w pierwszej kolejności mieć szansę na finansowane w układzie dotacyjnym. Jednak generuje koszty, nie przynosząc przychodów.
Ponadto, a mówię to po raz pierwszy publicznie, opracowaliśmy koncepcję zbiorników retencyjnych pod częścią Błoń, które są wpisane od 2000 r. do rejestru zabytków. Zbiornik odciąży hydraulicznie kanalizację ogólnospławną w rejonie Alei Trzech Wieszczów i pozwoli nam wprowadzić kolejne ograniczenia w działaniu przelewów burzowych, których zlewnią jest Wisła.

Jakie inne inwestycje rozwojowe są w planach spółki?
Budowa zbiornika pod Wawelem to element szerszego planu inwestycyjnego, którego wartość w ciągu najbliższych lat przekroczy 1 mld zł. Uśmiecham się, gdy słyszę, że w Krakowie mamy nową oczyszczalnię. W rzeczywistości ma już prawie 20 lat, w ciągu których była stale modernizowana, a koszt tej modernizacji przekroczył już pół miliarda zł. W kwietniu 2025 r. podpisaliśmy umowę z NFOŚiGW o wartości 204 mln zł, z czego 116 mln zł pochodzi z funduszy unijnych, na realizację projektu Gospodarka wodno-ściekowa w Krakowie – etap VII. W projekcie jest kilka kluczowych elementów. Pierwszy i najtrudniejszy to przykrycie największych w Polsce osadników wstępnych w oczyszczalni Płaszów. Ich konstrukcja musi wytrzymać nawet bardzo obfite opady śniegu i deszczu. Mieliśmy olbrzymie problemy z doborem technologii i samą metodą przykrycia w oparciu o kolumnę centralną. To pierwszy taki projekt w Polsce, stanowiący duże wyzwanie konstruktorskie. Przykrycie pierwszego z czterech osadników sfinansowaliśmy z własnych środków, przeznaczając na ten cel 10 mln zł. Chcieliśmy przetestować technologię. Na podstawie wyników pomiarów, które uznaliśmy za zadowalające, rozszerzyliśmy założenie koncepcyjne na kolejne trzy obiekty. Już uzyskaliśmy zezwolenie na budowę, a teraz przygotowujemy się do kontraktowania tego rozwiązania. Projekt obejmuje również przykrycie piaskownika i innych, mniejszych obiektów technologicznych. Piaskownik nie miał być w zamyśle projektantów oczyszczalni hermetyzowany, więc musimy go najpierw gruntownie przebudować. Dodam przy okazji, że piasek, który odzyskujemy ze ścieków, już nie jest odpadem, ale wykorzystywanym przez nas certyfikowanym materiałem budowlanym. To świetny przykład gospodarki o obiegu zamkniętym. Zbudowane zostaną ponadto trzy stacje wielostopniowej dezodoryzacji, wykorzystującej układ trzech biofiltrów. Koszt jednej stacji to 2 mln zł. Skupiamy się na hermetyzacji i dezodoryzacji obiektów, ponieważ działalność oczyszczalni może być okresowo uciążliwa dla mieszkańców dzielnic Podgórze oraz Bieżanów-Prokocim. Biofiltry będą zatrzymywać nawet najbardziej uciążliwe związki zapachowe, a hermetyzacja osadników zatrzyma ich emisję już na poziomie źródła. Chcemy zakończyć te prace na początku 2028 r., ale nad ograniczeniem emisji odorów pracujemy już od kilku lat. W okresie 2018–2020 zainwestowaliśmy w hermetyzację kanału dopływowego, stacji krat rzadkich i pompowni głównej, a także w rozbudowę piaskowników i separatorów piasku. Prowadzimy bardzo intensywne działania antyodorowe na sieci kanalizacyjnej, zamontowaliśmy dziesiątki urządzeń pomiarowych siarkowodoru. System dezodoryzacyjny w oczyszczalni Płaszów będzie zasysał również złowonne powietrze ze skrzyżowania ulic płk. Stanisława Dąbka i Kosiarzy, gdzie jest newralgiczne spięcie kilku kolektorów, w których ścieki stagnują. Na terenie drugiej centralnej oczyszczalni – Kujawy, czterokrotnie mniejszej niż Płaszów, planujemy budowę zhermetyzowanej, czterostanowiskowej stacji zlewnej. Będzie wyposażona w urządzenia kontrolujące ilość i jakość dowożonych ścieków, a także układ do mycia samochodów asenizacyjnych.

Zgodnie z wymogami dyrektywy ściekowej zwiększymy możliwości przyjęcia ładunku zanieczyszczeń o 40%. Jest to element dużego projektu Płaszów 3.0, który zakłada rozbudowę o kolejne bioreaktory, aby zwiększyć przepustowość ładunków w procesie biologicznego oczyszczania ścieków. Jeden z tych bioreaktorów z dwoma osadnikami wtórnymi stanie na działce przekazanej przez Gminę Miejską Kraków. Po tej modernizacji zbliżmy się pod względem wydajności oczyszczania biologicznego do warszawskiej Czajki, która była budowana sporo później. Budowa dodatkowych dwóch WKF-ów i zwiększenie produkcji energii elektrycznej to kolejny krok w dążeniu do pasywności oczyszczalni Płaszów. Obecnie osiągnęła 52% pasywności energetycznej. Na zrekultywowanych lagunach osadowych planujemy budowę instalacji fotowoltaicznej, ewentualnie zastosowanie innego rozwiązania, które będzie generowało dodatkową energię elektryczną. Elementem spinającym ten zakres jest budowa drugiej nitki spalarni osadów. Mając dwie nitki, przestaniemy wywozić osad podczas obowiązkowych przeglądów, które czasami trwają miesiąc, czasami dwa, a przy dużym przeglądzie nawet trzy miesiące. Koszt wywozu jest duży. Przyszłością nie jest wywóz, tylko utylizacja, więc będziemy utylizować osad pościekowy z obu oczyszczalni centralnych, a przy okazji produkować energię, na której nie zarabiamy, tylko w ten sposób obniżamy dynamikę wzrostu taryf. Uzyskany wolumen energii elektrycznej zostanie wykorzystany do zbudowania pasywnego systemu pompy ciepła na ściekach oczyszczonych. To wspólna realizacja z Miejskim Przedsiębiorstwem Energetyki Cieplnej SA w Krakowie, dzięki której miasto pozyska zielone źródło energii – to dla mnie powód do satysfakcji.
Obserwujemy rekordowo niskie stany wód w polskich rzekach, czego najlepszym przykładem jest notowany w sierpniu br. kilkucentymetrowy poziom Wisły w Warszawie. Czy w przypadku głównego rezerwuaru wody dla Krakowa, Jeziora Dobczyckiego, również mamy do czynienia z szybkim obniżaniem się lustra wody?
Nie, nie mamy takich problemów. Ten sztuczny zbiornik na Rabie będzie nam służył jeszcze bardzo długie lata, co nie znaczy, że nie spoglądamy na inne źródła wody. W 2023 r. zbadaliśmy w specjalnie zbudowanej stacji pilotażowej możliwość poboru wody z Wisły. Jednak jest zbyt zanieczyszczona i zasolona, by można było myśleć o jej przywróceniu do systemu zaopatrzenia Krakowa, może w przyszłości się to zmieni. Modernizujemy zakłady uzdatniania wody Rudawa i Dłubnia zaopatrujące obszar centrum i Nowej Huty. Jako awaryjne źródło traktujemy Sankę na Bielanach, o stosunkowo małej wydajności. Jezioro Dobczyckie musimy chronić przed turystyką i innym wykorzystaniem niż cel, dla którego powstało. Mogę jedynie zaapelować, by przy okazji różnego rodzaju wyborów, czy to samorządowych, do Sejmu, czy do Parlamentu Europejskiego, nie wykorzystywać tego zasobu w kampaniach, jako potencjalnego obiektu rekreacji. Jego istnienie zapewnia bezpieczeństwo 1,3 mln osób, a biorąc pod uwagę plany współpracy z sąsiednimi gminami, i to nie tylko w pierwszej linii obwarzanka, może okazać się, że populacja, dla której zbiornik jest głównym źródłem wody do spożycia, jeszcze się zwiększy. Pilnujmy więc najcenniejszego zasobu, jakim jest woda.
Budownictwo
Drogi
Energetyka
Geoinżynieria
Hydrotechnika
Inż. Bezwykopowa
Kolej
Mosty
Motoryzacja
Tunele
Wod-Kan